wtorek, 25 sierpnia 2015

Rozdział 2 ,,Nowa Twarz"

    Słyszę w uchu dźwięk budzika. Wyrwana ze snu, wstaję z łóżka i zakładam, leżące na nocnej półce urządzenie, przypominające zegarek.  Dźwięk cichnie. Muszę przyznać dyrektorom Twierdzy, że są pomysłowi. Każdemu z nas wszczepili urządzenie w uchu, które budzi nas o określonej porze. Wyłącza się wraz z założeniem urządzenia, które co noc, trzeba odstawiać na półkę. Jeśli się tego nie zrobi, za każdym razem, gdy położysz się na łóżku, brzęczyk nie daje ci spać. Dzięki takiemu mechanizmowi, ma się pewność, że każdy wstanie o wyznaczonej porze, nie budząc przy tym, pozostałych lokatorów.
         Gdy zakładam urządzenie, na czarnym ekranie, wyświetla się mój harmonogram dnia. Jest on przeważnie niezmienny, ale w razie pojawienia się wyjątków, czytam go.

7:00 - Pobudka, śniadanie
8:00 - 9:30 Zajęcia z taktyki wojennej (sala A1)
9:30 - 10:00 Gra w Szachy (Sala A1)
10:00 - 10:30 Rozgrzewka (Sala 1)
10:30 -11:30 Gimnastyka (Sala 1)
11:30 -12:00 Równowaga (Sala 1)
12:00 - 13:00 Obiad, Wolne
13:00 - 14:00 Ćwiczenia wytrzymałościowe (Sala 1)
14:00 - 15:30 Ćwiczenia Siłowe (sala 1)
15:30 - 17:00 Szermierka (Sala 1:2)
17:00 -18:00 Obiad, Wolne
18:00 - 19:30 Obrona (Sala 1:2)
19:30 - 20:00 Walki Duet (Sala 1:2)
20:00 - 21:30 Zadania (zdobywanie twierdz itd.) (Plansza A)
21:30 - 21:45 - Podsumowanie dnia (Sala A1)
21:45 - Kolacja, Wolne

   Wypuszczam ze świstem powietrze z płuc. Mam już dość uporządkowanego trybu życia. Niegdyś robiłam wszystko spontanicznie. Ani na chwilę się nie zastanawiałam i nigdy nie planowałam. Cóż... Moje życia się zmieniło. Jedna zmiana pociąga za sobą ciąg innych. Mam ochotę zabić wszystkich planistów, jakich kiedykolwiek spotkałam. Kto wymyślił coś takiego jak plan? Może jakiś demon, albo coś w tym rodzaju. Nienawidzę uporządkowanego życia do tego stopnia, że za każdym razem gdy widzę chociaż najmniejszą zmianę w planie dnia, mam ochotę wszystkich ucałować. 
       Patrzę na śpiące Lucy i Camille. Należą do innej grupy niż ja. Wszystkich grup jest cztery. Ja należę do czerwonych. Pip do brązowych, a Lucy i Cami do niebieskich. Każda grupa wstaje
o innej godzinie. Zajęcia Pip już się rozpoczęły. Kończą się one godzinę wcześniej niż moje. Reszta moich współlokatorek zaczyna godzinę później niż my. Taki układ gwarantuje nam bezproblemowy dostęp do prysznica, który powinniśmy brać, w każdym wolnym czasie - czyli jakieś cztery razy.
          Udaję się do dużej szafy, którą dzielimy we czwórkę. Każda z nas otrzymała dwa komplety piżam i uroczystych strojów, trzy komplety ubrań codziennych i treningowych. Biorę ubranie codzienne, w którym muszę być na dwóch zajęciach.
           Wchodzę do łazienki. Brudne, białe ściany stanowią miłą odmianę. W trakcie pobytu tu, polubiłam kolor biały, za którym nigdy nie przepadałam. Kładę ubranie na toalecie. Wyjmuję ręcznik z szafki. Zdejmuję szarą piżamę. Patrzę na nią ze znudzeniem. Większość naszych ubrań jest
w tym kolorze. Wchodzę pod prysznic. Rozkoszuję się ciepłem kropli wody.
               Ogarnia mnie smutek, do którego już zdążyłam przywyknąć. Za każdym razem, gdy biorę poranny prysznic, uświadamiam sobie jeszcze bardziej, że jestem w więzieniu. Jeszcze bardziej tęsknię i nie tyle za rodziną, co za normalnym życiem. Chce mi się płakać. Łza spływa mi po policzku. Ogarnij się, powtarzam sobie. Łzy są oznaką słabości. Wstrzymuję je, choć i tak nikt nie jest ich świadkiem. Czuję się okropnie, kiedy słony płyn, spływa mi po policzkach. Uświadamiam sobie wtedy, że jestem tchórzem, a przecież powinnam być odważna. Zawsze byłam odważna, ale się zmieniłam. I za to najbardziej nienawidzę władz, dyrektorów, nauczycieli, innych ludzi w Twierdzy
 i siebie.  Straciłam swoją osobowość przez nich. Zawsze można się pogodzić z utratą rodziny, ale nigdy z utratą samego siebie. Jakim cudem na to pozwoliłam? Odpędzam od siebie smętne myśli, które chcą ogarnąć mój umysł. Zmieniam temperaturę wody na znacznie zimniejszą. Ocucają mnie lodowane krople, odpędzając myśli. Jestem im za to wdzięczna. Czuję ulgę.

***

    Ubrana w luźne spodnie i bluzkę, rzucam okiem na lustro. Moje popielate włosy lekko się kręcą. To niesamowite, że wyglądam tak samo, a w środku jestem zupełnie inna. Biorę głęboki wdech, walcząc ze łzami. Udaję się do kuchni na śniadanie.
      W kolistym pomieszczeniu, imponujących rozmiarów, stoją setki niewielkich stolików przeznaczonych dla dwóch, czasem trzech osób.  Podchodzę do okienka i odbieram jedzenie. Śniadanie, składające się z płatek z mlekiem, jabłkiem i szklanką soku pomarańczowego, stawiam na stoliku przy ścianie. Przez jakiś czas mieszam łyżką mleko. Myśli i wspomnienia, kłębiące się
w głowie, nie chcą dać mi spokoju. Myślą o teście, który przyszło mi rozwiązywać. Składał się on
z kilku części. Przy pierwszej trzeba było po prostu odpowiadać na najzwyklejsze pytania. W drugiej  były opisane sytuacje i trzeba było podjąć decyzję, co się zrobi. Ostatnia część testu polegała na wyborze pomiędzy obrazkami, sytuacjami, sentencjami życiowymi i tego typu podobnymi rzeczami. Jak dla mnie taki test nie miałam najmniejszego sensu. To przypominało badanie osobowości. Ale po co? Może miało to jakiś wpływ na przypisywanie do grup? Może chcieli by ich członkowie byli podobni, byli bardziej zgrani? Na niektóre pytania nigdy nie uzyskam odpowiedzi.
          Zmuszam się do zjedzenia posiłku. Mój organizm jednocześnie się go domaga i protestuje przy każdym kęsie. Po kilku minutach miska zostaje pusta, podobnie jak szklanka. Mam jeszcze dziesięć minut wolnego czasu przed zajęciami, ale i tak się od razu na nie udaję. Nie miałabym co robić
w pustym pokoju.

***

       Jest już po 15:30. Stoję w sali 1:2 na zajęciach z szermierki.  Przy ścianach stoi kilka manekinów. Stoję w szeregu z innymi dziewczynami. Mam już swój miecz. Ma srebrną głowinę, na której żarzą się czerwienią litery, tworzące zdanie w języku, którego nie znam. Rękojeść jest czerwona ze złotą głowicą.
        Zerkam na moje towarzyszki. Twarze mają zniekształcone od bólu. Wiem, że cierpią dotykając tych narzędzi. (Mniej niż rok temu, ale wciąż jest to dla nich bardzo bolesne). Zostanie tak na zawsze? - Pytam sama siebie.  Nie umiem odpowiedzieć. W sektorze Beta katusze innych nie wywarłby na mnie najmniejszego wrażenia, ale teraz jestem tu i ciągłe oglądanie męczarni innych nie uśmiecha mi się. W dodatku muszę zadać sobie pytanie, dlaczego nie czuję bólu? Może to uczucie u mnie zanikło? Mam się martwić? Może jestem upośledzona? Kolejne pytania przyprawiają mnie
o zawroty głowy.
         Pan Moon stojący przed szeregiem, udziela nam wskazówek. Jest to wysoki, dobrze zbudowany mężczyzna o bujnej brązowej czuprynie, poprzeplatanej siwizną.  Ma piwne oczy i dziwnie ułożone wąsy. Mógłby je zgolić, stwierdzam. Nie lubię facetów z zarostem, ale czy to ma jakiekolwiek znaczenie?
             Pan Moon ma z nami wszystkie zajęcia. Jest opiekunem naszej grupy, co upoważnia go do wydawania nam poleceń, uczenia nas i pilnowania, żebyśmy nie łamali regulaminu.  Jest stanowczym mężczyzną, ale łagodnym. Gdyby nie to, że ma nade mną władzę, może bym go polubiła, ale ma ją, więc go nie nawiedzę. Nie cierpię, gdy ktoś może mi rozkazywać. To doprowadza mnie do furii. Utrata wolność to najgorsza rzecz jaką mogłabym sobie wyobrazić...

***

        Jestem 17: 40. Wzięłam już pysznić i zjadłam obiad, a teraz wyleguję się na łóżku, sącząc wodę ze szklanki. Odebrałam swój dzienny przydział i udało mi się skubnąć trochę ciastka. Patrzę na regał, stojący obok szafy. Znajduje się na nim dziesięć książek, które stanowią naszą jedyną rozrywkę. Pod koniec miesiąca nauczyciel może nagrodzić jedną osobę książką. Nam w czwórkę udało się zebrać całkiem sporą ilość. Przeczytałam każą po cztery razy. Mogłabym zrobić to ponownie, żeby zająć czymś umysł, ale za każdym razem gdy czytam historię dzielnych kobiet, jedyne co czuję to zazdrość. Dlaczego one są wolne, a ja nie mogę? Dlaczego one mają odwagę, a ja jej nie posiadam. Dlaczego one mogą być bohaterkami, a ja najzwyczajniej w świecie tego nie potrafię? Pytania... Gdziekolwiek nie spojrzę, mogę je tylko zadawać. Nawet patrząc na pustą ścianę, mogę zapytać czemu jest szara, czemu nic na niej ni wisi. Świata żyje pytaniami.
                Słyszę odgłos, otwieranych drzwi. Zerkam na nie. W progu stoi jakiś chłopak. CHŁOPAK! Jakim cudem? Nie licząc nauczycieli i dyrektorów, nie ma tu żadnych mężczyzn, a już na pewno nie nastoletnich. Widok jego twarzy, jest jak chluśnięcie wodą, którą właśnie na siebie wylałam. Słyszę śmiech.
- Skoro lubisz zimne prysznice, to tam jest łazienka. - Wskazuję na drzwi.
Nie odzywam się. Jestem zszokowana. Może obecność chłopaka nie ma tak dużego znaczenia. Mogliby go zatrudnić, ale on odezwał się do mnie i to nie tak, jak to robią sprzątaczki, gdy chcą o coś zapytać.
- Zapomniałaś języka? - pyta.
Wstaję z łóżka i odkładam szklankę na stolik.
- Super. Kolejna rzecz do roboty więcej. - Potrząsa głową. Czarne włosy są trochę przydługie. Opadają mu na czoło. Zerka na mnie. Zatapiam się w jego orzechowych oczach. Są idealne. Nie takie jak moje. Jego pełnia koloru nie może się równać z jasnym, niezbyt pociągającym brązem. Uśmiecha się smutno i zerka na szafę.
- Jakieś ubrania do prania?
- Czy to nie jest robota dla sprzątaczki? - pytam, zanim zdążę ugryźć się w język.
Patrzy na swoje ubranie. Przez czarną bluzkę widać zarys jego mięśni. Brązowe spodnie są trochę za długie.
- Masz rację, brakuję mi fartuszka.
Zatyka mnie. Nie wiem co odpowiedzieć. Wzruszam ramionami po chwili.
,,Coś się znajdzie, ale nie moją robotą jest to sprawdzać." - Chcę odpowiedzieć, ale gryzę się w język. Jeszcze rok temu palnęłabym jakąś uwagę, ale teraz jestem inna. To dzień taki jak inne, wmawiam sobie. Udaję się do szafy i ją otwieram. Przeglądam ubrania swoje i moich współlokatorek. ,,Masz koszyk" - Spytać chcę, ale rezygnuję. Nie mam ochoty się odzywać. Brakuje mi odwagi. Brakuje mi chęci. Biorę w ręce brudną bieliznę, po komplecie ubrań codziennych
i treningowych. Podchodzę do chłopaka i chcę mu wręczyć ubrania, ale zadaje pytanie.
- Nie masz koszyka?
Kręcę głową i wręczam mu brudne ciuchy. Zaklną pod nosem.
- Prać czyjeś brudy? Ojciec nie mógł wymyślić bardziej godnej mnie kary? - Zauważa talerz przekąsek na półce nocnej. Wchodzi do środka, a ja piorunuję go wzrokiem. Rzuca ubrania na moje łóżko i częstuje się ciasteczkami.
- Może... - Przerywam, gryząc się w język. Nie powinnam z nim rozmawiać, a on nie powinien częstować się bez pozwolenia. Kiedyś straciłabym kontrole i wybuchła, ale wśród spokój i cisza tego miejsca, działają na mnie uspokajająco.
- Nie dużo mówisz.
Chcę go o coś spytać, ale nie wiem czy powinnam. Z drugiej strony taka okazja może się więcej nie nadarzyć.
- Kto jest twoim ojcem? - decyduje się.
- Jakiś mężczyzna. - Uśmiecha się kpiąco i kładzie się na łóżku.
Wywracam oczami. Kpiący uśmiech zdecydowanie pasuje do jego ostrych rysów i oliwkowej cery, stwierdzam.
- Za co cię ukarał? - Nie odpuszczam.
- Czy to ważne?
- Długo tu będziesz?
- O, proszę, księżniczka się rozgadałam.
Przygryzam wargę. On zdecydowanie, działa mi na nerwy. Jak śmie? Mam ochotę go zabić i skakać
 z radości na jego widok. Przynajmniej coś się dzieje. Miła odmiana od zaplanowanego dnia. Widząc, że się nie odzywam, chłopak, postanawia odpowiedzieć na moje pytanie.
- Przez kilka miesięcy mam robić za sprzątaczkę. - Wzdycha. - Jak ja nienawidzę mojego starego.
Mam ochotę jeszcze bardziej go zabić, ale jestem opanowana. Nie widziałam swojej rodziny od roku i nie zależnie od tego jakie miała wady, kochałam ją, a ten tu, może z nią być, a mimo wszystko na nią narzeka. Ludzie nie doceniają czegoś, dopóki tego nie stracą.
- Jeszcze jakieś pytania, skarbie?
Skarbie - za to też chciałam go zabić, ale nie daję tego, po sobie poznać. Moja twarz wygląda na skamieniałą - oto czego się tu nauczyłam. Chłopak patrzy na mnie. Chyba chce odczytać wyraz mojej twarzy. Ściąga brwi, gdy widzi, że jestem niewzruszona.
- Za co cię ukarał? - pytam ostrożnie, niepewnie, aczkolwiek mój głos brzmi stanowczo.
- A za takie tam, niesłuchanie się starych. Sama rozumiesz. Albo i nie - dodał pośpiesznie. Wkuł wzrok w moją piegowatą twarz, ale nie może nic z niej wyczytać.
- Nie zaniosłabyś tego za mnie? - Wskazuje na ubrania.
Kręcę głową. Nie mam zamiaru odzywać się bez potrzeby. Milczymy przez jakiś czas. Chcę zadać pytanie, które od dawna ciśnie mi się na usta, ale nie wiem czy powinnam. Opuszczam głowę. Przygryzam wargę. Boję się jego reakcji i swojej, ale chyba najbardziej boję się odpowiedzi. Biorę głęboki oddech. Co mam do stracenia? Zbieram się na odwagę, by zadać najważniejsze pytanie.
- Po co tu jesteśmy? - Mój głos zabrzmiał stanowczo, aczkolwiek cicho. Chłopak unosi brwi. Podnoszę lekko wzrok, by zobaczyć wyraz jego twarzy. Jest trochę zmieszany, niepewny, lekko zszokowany. To dodaje mi pewności siebie. Podejrzewałam, że intruz albo się wścieknie, albo odpowie jakąś kąśliwą uwagą. Tymczasem na jego twarzy, zauważyłam współczucie. Nie mogę uwierzyć, że jest zdolny do takich uczuć. Mam go ochotę, po raz kolejny, udusić. Nie nawiedzę, gdy ludzie mi współczują. Chyba wolałabym, żeby na mnie na krzyczał. Czekam cierpliwie na odpowiedź.
- Nie mam pojęcia - odpowiadam, a ja czuję się okropnie. Chcę się rozpłakać, ale nie daje łzom upustu. Zdziwiła mnie moja reakcja na jego słowa. Chyba miałam nadzieję, że uzyskam odpowiedź, jakiś niezachwiany fakt. Chciałam mieć jedno pytanie mniej na głowie. W mgnieniu oka moja nadzieja pryska. Rozczarowanie nie się za sobą ból. Przybieram maskę. Jak ukryć cierpienie? Wściekłością, odpowiadam sobie.
- Jak możesz nie wiedzieć? - chciałam krzyknąć, ale lata opanowania i ciszy, dają po sobie znać.
- Nigdy się nad tym nie zastanowiłem. - Ściąga brwi. - Może mój ojciec jest dyrektorem, ale nigdy mi o tym nie powiedział. Nigdy nie pytałem. Nie widziałem powodu.
Jego ojciec jest dyrektorem. Mam kolejny powód, by go nienawidzić. Nabieram podejrzeń, że chłopak wie co tu jest grane, ale nie chce mi powiedzieć. Mam ochotę krzyknąć mu w twarz, ale wiem, że tą zdolność utraciłam już dawno temu. A co jeśli mówi prawdę?
- To spytaj - mówię trochę wyzywająco, czym sama siebie zaskakuję.
Chłopak uśmiecha się.
- Ale tak za darmo?
Patrzę na niego, nie dając poznać po sobie, jak jego słowa na mnie wpłynęły. Spytałabym: ,,czego chcesz", ale wiem, że i tak nie mam mu nic do zaoferowania. Nawet gdyby chciał nie mogłabym mu oddać mojej bielizny. Bielizna? Serio? W takiej chwili, mając do dyspozycji bluzki i książki, pomyślałam o bieliźnie? No cóż, może coś zostało z dawnej mnie. Kręcę głową. Nie chcę, żeby wróciła. Nie chcę mieć już nic do stracenia.
      Chłopak zapewne, spodziewał się, że spytam czego chce, ale tak się nie stało, gdy to sobie uświadomił, ściągnął brwi.
- Jesteś otwarta na propozycje?
Nie odpowiadam. Zachowuję kamienny wyraz twarzy.
- Tak czy nie? - pyta rozbawiony. Nie daje za wygraną.
- Nie mam ci nic do zaoferowania - odpowiadam szczerze.
- Owszem masz. Możesz mi pomóc. - Widząc moją twarz, na której pojawił się teraz wyraz lekkiego zdumienia dodaje z uśmiechem : Chyba nie oczekiwałaś, że poproszę cię o bieliznę.
Śmieję się cicho. Pomyślał o tym samym co ja. Chcę zatrzymać tę chwilę na zawsze. Nie co dzień człowiek się tu śmieje. Słysząc mój śmiech nastolatek się odpręża. Wstaje z łóżka i podchodzi do mnie.
- Alan. - Podaje mi rękę, a ja ją ściskam.
- Kate - odpowiadam. - To w czym ci pomóc? - Nabieram pewności siebie.
- Wyrwać się stąd. W zamian odpowiem na twoje pytania.
- Wyrwanie się stąd jest znacznie trudniejsze niż zdobycie odpowiedzi od ojca dyrektora,
- Tak myślisz? Chyba się myślisz.
Może... O tym nie pomyślałam? Może ojciec nie chce, by jego syn wiedział co tu się dzieję. Chcę poprosić o więcej, o pomóc w odnalezieniu siostry, ale nie chcę żądać za wiele. Nie chcę, by chłopak się rozmyślił.
- Umowa stoi - mówię pośpiesznie, bojąc się, że zmieni zdanie.
Zerkam zaniepokojona na zegarek. Minuta do zajęć. Strach ściska mi żołądek.
- Muszę iść - oznajmiam, rzucając się biegiem w stronę drzwi.
- Dwudziesta trzecia w salonie - rzuca chłopak.
Kiwam głową, nie mając czasu na protesty. Nie wiem jak się wyrwę z  pokoju. To wydaje się nie możliwe, ale nie mam czasu, o tym teraz myśleć.

--------------------------------------------------------------------------------------------------
I jak wam się podoba? Co myślicie o Alanie?
Jak widzicie mamy już kliku bohaterów, więc ich karty zostają uzupełnione
w zakładce bohaterowie ;)

6 komentarzy:

  1. Super rozdział i super chłopak :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Ten komentarz został usunięty przez autora.

    OdpowiedzUsuń
  3. Co myślę o Alanie? Na tym poziomie: buc i rozkapryszony gimbus.
    Zresztą, niewiele lepsze myśli mam o głównej bohaterce. Z tego, co wywnioskowałam po opisie, to wcześniej odstawiała nie mniejszą bucerę niż Alan, a teraz jest... aż ciężko znaleźć odpowiednie słowo. Jej osobowość składa się z czegoś więcej niż ciągłego użalania się nad sobą i nienawiści do wszystkiego dookoła?
    Połowa tego rozdziału to powtarzanie dokładnie tego samego, co było w poprzednim. W pewnych momentach aż ma się chęć krzyknąć "Tak! Wiem!". Naprawdę, zaczęłam wątpić, że kiedykolwiek przejdziesz do jakichś konkretów.
    A teraz ja do nich przejdę:

    „Wyrwana ze snu, wstaję z łóżka i zakładam, leżące na nocnej półce urządzenie, przypominające zegarek.” - Zmasowany atak przecinków. Całkowicie niepotrzebnych. Konstrukcja zdania straszna. Można było to napisać prościej. I ładniej.


    „Każdemu z nas wszczepili urządzenie w uchu, które budzi nas o określonej porze.” –Nie zazdroszczę. Tyle się mówi o szkodliwości słuchania muzyki przez słuchawki, a tu jeszcze jakieś irytujące brzęczenie budzika. Dyrektorzy Twierdzy chcą pozbawić tych ludzi słuchu? Są na bardzo dobrej drodze.

    „Gdy zakładam urządzenie, na czarnym ekranie, wyświetla się mój harmonogram dnia.” – Znów niepotrzebny przecinek. Zgadnij który.

    „Cóż... Moje życia się zmieniło.” – Literówka. Przynajmniej mam taką nadzieję.

    „Udaję się do dużej szafy, którą dzielimy we czwórkę.” – Zaiste, podróż ta była niezwykła i obfitująca w przygody. IDĘ do dużej szafy/PODCHODZĘ do dużej szafy.

    „Moje popielate włosy lekko się kręcą. To niesamowite, że wyglądam tak samo, a w środku jestem zupełnie inna.” -… i co? To już? Cały opis wyglądu? Teraz to będzie Twoja wina, jeżeli bohaterkę będę wyobrażać sobie jako lewitujące, popielate, kręcone włosy.


    „Udaję się do kuchni na śniadanie.” – Chyba nie muszę mówić o co mi chodzi. Kim jest główna bohaterka? Papieżem? Królową angielską, że wszędzie musi się „udawać”?

    „W kolistym pomieszczeniu, imponujących rozmiarów, stoją setki niewielkich stolików przeznaczonych dla dwóch, czasem trzech osób.” – Pierwszy przecinek jest niepotrzebny.

    „ Śniadanie, składające się z płatek z mlekiem, jabłkiem i szklanką soku pomarańczowego, stawiam na stoliku przy ścianie.” – Jeden płatek? Więcej jej nie przysługuje? To biednie. Tutaj odmiana leży i kwiczy. I to nie tylko w tym przypadku. Śniadanie składające się z -> jabłkiem i szklanką soku pomarańczowego, czy, na przykład, składające się z jabłka i szklanki soku pomarańczowego? Chyba, że to w tych płatkach ma to jabłko i szklankę soku pomarańczowego, ale wtedy ja na jej miejscu nie jadłabym tego, już nawet nie ze względu na obrzydliwy smak, a szkło, którym może się pokaleczyć.

    „Przy pierwszej trzeba było po prostu odpowiadać na najzwyklejsze pytania.” – Zwykle na tym polega tekst, ale już abstrahując od tego: jakie pytania? Czy ładną mamy dziś pogodę?


    „Zmuszam się do zjedzenia posiłku. Mój organizm jednocześnie się go domaga i protestuje przy każdym kęsie.” – Nie dziwię się. Też bym nie chciała jeść szkła. A tak serio, to dlaczego? Ponad to: zły spójnik.

    „Mam jeszcze dziesięć minut wolnego czasu przed zajęciami, ale i tak się od razu na nie udaję.” - Już wiadomo, o co chodzi.

    „Ma srebrną głowinę, na której żarzą się czerwienią litery, tworzące zdanie w języku, którego nie znam.„ – Po pierwsze, literówka, po drugie, powtórzenie i to w dodatku w tym samym zdaniu.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. „Twarze mają zniekształcone od bólu. Wiem, że cierpią dotykając tych narzędzi. (Mniej niż rok temu, ale wciąż jest to dla nich bardzo bolesne).” – Mniej niż rok temu co?

      „Zostanie tak na zawsze? - Pytam sama siebie.” – Co zostanie tak na zawsze?


      „W sektorze Beta katusze innych nie wywarłby na mnie najmniejszego wrażenia, ale teraz jestem tu i ciągłe oglądanie męczarni innych nie uśmiecha mi się.” – Tu, czyli gdzie?

      „Gdyby nie to, że ma nade mną władzę, może bym go polubiła, ale ma ją, więc go nie nawiedzę.” – Ok, mam odpowiedź na swoje pytanie. Główna bohaterka jest duchem.


      „Wzięłam już pysznić” – Literówka.

      „Odebrałam swój dzienny przydział i udało mi się skubnąć trochę ciastka.” – Przydział czego?

      „Przeczytałam każą po cztery razy.” – Literówka.

      „Nie licząc nauczycieli i dyrektorów, nie ma tu żadnych mężczyzn, a już na pewno nie nastoletnich.” – No a co z tymi, jak to ostatnio ich nazwałaś, szczęściarzami?

      „Udaję się do szafy i ją otwieram.” - …

      „Masz koszyk" - Spytać chcę, ale rezygnuję.” – Szyk godny mistrza Yody.

      „Zaklną pod nosem.” – Co?

      „- Nie dużo mówisz.” – Nie z przymiotnikami pisze się łącznie. Poza tym, kto to mówi?

      „Kpiący uśmiech zdecydowanie pasuje do jego ostrych rysów i oliwkowej cery, stwierdzam.” – Aha. Dobrze, że nie przypuszcza.

      „- O, proszę, księżniczka się rozgadałam.” – Jakieś rozchwianie osobowości?


      „On zdecydowanie, działa mi na nerwy.” – Przecinek. Po co?

      „Nie widziałam swojej rodziny od roku i nie zależnie od tego jakie miała wady, kochałam ją, a ten tu, może z nią być, a mimo wszystko na nią narzeka.” – Raczej „mimo to” a nie „mimo wszystko”.

      „Nie nawiedzę, gdy ludzie mi współczują.” – Wezwijcie medium, kolejne objawienie ducha.

      „Bielizna? Serio? W takiej chwili, mając do dyspozycji bluzki i książki, pomyślałam o bieliźnie?” – Też jestem w szoku. Bez komentarza.

      I tak, jak ktoś Ci już wcześniej radził: wyjustuj tekst. Niespodziewane przerwy w opowiadaniu też są błędem.

      Pozdrawiam

      Usuń
  4. Fajny tekst, bardzo miło się czytało :)

    http://owcewgorach.pl/ moją pasją!
    Pozdrawiam i zapraszam

    OdpowiedzUsuń